Muzyka ze zdjęć rentgenowskich, czyli jak wytwarzano pirackie płyty w ZSRR

 

klisze rentgenowskie
fot. via livejournal.com 

Tak jak wiele innych rzeczy muzyka zachodnia była w sowieckiej Rosji zakazana. Spragnieni rozrywki ludzie znaleźli jednak nietypowy sposób, dzięki któremu możliwe było kopiowanie tych nielicznych płyt z zachodnim popem i jazzem, które udało się przeszmuglować zza żelaznej kurtyny. Otóż w latach 50′ XX wieku ktoś pomysłowy odkrył, że przy użyciu nieco zmodyfikowanego gramofonu można przegrywać płyty winylowe, wytłaczając ich kopie na kliszach rentgenowskich. Wybór takiego właśnie, dość nietypowego materiału podyktowany był między innymi tym, że po prostu był on tani i łatwo dostępny. Zdjęcia rentgenowskie klatek piersiowych, kręgosłupów czy połamanych kości skupowano więc hurtowo od klinik i szpitali, a następnie nagrywano na nich muzyczne przeboje i sprzedawano na czarnym rynku.

Takie pirackie płyty nosiły nazwę roentgenizdat, co było przeróbką popularnego wówczas słowa samizdat oznaczającego wydawaną własnym sumptem literaturę i prasę drugiego obiegu. Choć ich trwałość wynosiła zaledwie parę miesięcy, a jakość odtwarzanej z nich muzyki pozostawiała wiele do życzenia, to jednak dzięki niskiej cenie zyskały wśród fanów zachodnich brzmień dużą popularność. Niestety, pod koniec lat 50′ władze dowiedziały się o całym procederze i wszczęły przeciwko zamieszanym w niego ludziom zdecydowane działania (m.in. zsyłki do obozów pracy), które wkrótce doprowadziły do jego zaniknięcia. Ostateczny zaś kres tego zjawiska nastąpił w latach 70. wraz z nastaniem ery magnetofonów.

W 2008 r. w rosyjskich kinach pojawił się film p.t. Stilyagi (polski tytuł Bikiniarze), którego akcja dzieje się we wspomnianych wyżej czasach i opowiada o grupce młodych buntowników należących do tytułowej subkultury (skupiała ona fanów amerykańskiej muzyki i kolorowych zachodnich ubrań). W czołówce tego filmu można zobaczyć scenę, w której jeden z bohaterów wytwarza taką właśnie płytę z kliszy rentgenowskiej.

klisze rentgenowskiefot. via livejournal.com