W 1992 r. Jarle Wanvik, mieszkaniec norweskiego miasta Trondheim, zmagał się z niedogodnością, która nieobca jest wielu osobom podróżującym do pracy bądź do szkoły na rowerze, a mianowicie z nadmiernym poceniem się. Szukając rozwiązania tego problemu, zainspirował się wyciągami narciarskimi i wpadł na pomysł wyciągu rowerowego, co było o tyle sensowne, że ukształtowanie terenu w Trondheim jest bardzo pagórkowate. Wanvik przedstawił swoją ideę władzom miasta, którym spodobała się ona na tyle, że postanowiły wdrożyć ją w życie i w 1993 r. wyciąg został zainstalowany na jednym z bardziej stromych wzniesień.
Jak to działa? Otóż urządzenie ma formę szyny, z której wystaje specjalna podpórka. Wystarczy oprzeć o nią stopę i, cały czas siedząc na rowerze, dać się zawieźć pod samą górę. Szyna ma długość 130 metrów, zaś podpórka porusza się z prędkością 1,5 metra na sekundę.
W 2013 r. wyciąg został zmodernizowany i otwarty na nowo pod nazwą CycloCable. Jego twórcy starają się go teraz wypromować w innych miastach na świecie.